piątek, 8 listopada 2013

Miniaturka


ϟϟϟ
Blondyn każdego dnia przechodził koło jej gabinetu. Miał nadzieję, że ujrzy swoją ukochaną jak co dzień przy dużym mahoniowym biurku zawalaną papierami, z piórem w dwóch palcach, zawzięcie nad czymś myślącą. Jednak ona nie wracała. Jej miejsce pracy było zamknięte, a on nie mógł wyciągnąć szatynki na kawę z mlekiem do pobliskiej kawiarni.
Czy tęsknił? To było oczywiste. Martwił się o nią i gdyby tylko mógł pojechałby jej szukać.
I tak było tego dnia. Dracon Malfoy szedł korytarzem na drugim piętrze z nadzieją, że jego dziewczyna wróciła z powierzonej misji. Miał dziwne wrażenie, ze dziś coś się stanie. Nie był jednak pewny, czy będzie to coś dobrego. Jego rozmyślania przerwał czyjś szloch. Kierowany przeczuciem, ruszył żwawym krokiem w odpowiednie miejsce. Jakie było jego zdziwienie, gdy dojrzał małą rudowłosa istotkę w objęciach wysokiego, ciemnowłosego chłopaka. Poznał ich od razu.
- Harry? Ginny? Wszystko w porządku?- nim skończył pytanie, dziewczyna rzuciła się w jego ramiona.
- Och, Draco! Tak mi przykro!- łkała cicho, mocząc mu białą koszulę łzami, a on lekko gładził ją po plecach.
- O co chodzi?- zapytał, czując jak żołądek podjeżdża mu do gardła. Ginerwa Weasley prawie nigdy nie płakała. Musiało się coś stać.- No powiecie mi czy nie?
- Stary, mam dla ciebie tragiczna wiadomość.- w oczach Pottera dostrzegł ból i miłość. Draco miał coraz gorsze przeczucia.- Hermiona.. ona..nie wróciła z misji-Harry przymknął lekko powieki, jakby każde słowo zadawało mu ból.- Znaleźli ją w północnej Rosji.
- Co to znaczy znaleźli?- głos blondyna był wyparty z wszelkich emocji. Nie chciał rozumieć tego co mówi do niego przyjaciel. Odrzucał od siebie tą możliwość. Ona nie mogła.. Ona musi żyć!
- Ona nie żyje, Draco.- te słowa zadziałały jak sztylet. Prosto w miejsce gdzie powinno być serce. Czuł jak się rozpada na milion kawałków. Jego powietrze, jego narkotyk, jego szczęście odeszło. Ból jaki czuł w tamtej chwili był niedopisania. Jakby ktoś tępym hakiem ranił jego ciało.
Ginny załkała jeszcze głośniej, a Draco na swoich policzkach poczuł palące łzy. Hermiona nie żyje. To jedno zdanie dźwięczało mu w głowie, jak tysiące dzwonków. Czuł, że eksploduje. Jego samo destrukcja powinna zaraz nadejść.
ϟϟϟ

Trzy dni wcześniej:
Walczyłam. Musiałam. Wiedziałam, ze tam tysiące kilometrów stąd czeka na mnie rodzina, przyjaciele, On. To dla niego musiałam przeżyć. Pamiętałam jak miesiąc temu żegnał mnie z prośbą, abym nie dała się zabić. Obiecałam, a Gryfoni zawsze słowa dotrzymują.
Po chwili poczułam jak obok mnie upada ciało. Kolejna ofiara. Mój znajomy, który miał przed sobą całe życie. Znałam jego żonę, która w tak młodym wieku zostanie wdową. Nie zastanawiając się długo rzuciłam śmiercionośne zaklęcie. Bolało. Za każdym razem, ale wiedziałam, że jako aurorka muszę to robić.
Rzuciłam się w wir walki.
Mocne zaklęcie Cruciatus.
Ból.
Szept z moich ust: Kocham cię Draco….

Miała wrażenie jakby wstała po kilkunastu latach śpiączki. Wszystko było bardzo wyraźne i jaskrawe. Ostatnie co pamiętała to ból, istna mękka. W tym momencie nie czuła nic oprócz uczucia lekkości. Wstała z brudnej podłogi na której leżała i nie poczuła nic. Żadnego przeniesienia ciężkości, lekkiego ciśnienia w głowie. Absolutnie nic. Rozejrzała się. Sala przypominała scenę z mugolskiego horroru. Wszędzie leżały martwe ciała, niektóre z nich rozpoznawała, inni byli w maskach. Miała obrócić się z powrotem kiedy dostrzegła burzę loków. Tych samych, które widywała co dzień w lustrze. Podeszła, nie wydając żadnego dźwięku do martwej dziewczyny. Bo na pewno taka była. Puste ciemne oczy, które zazwyczaj miały w sobie tajemniczy błysk, cera bledsza niż zwykle, sine usta, dawniej malinowe, pokryte arbuzowym balsamem, wszystko świadczyło o najgorszym.
W takim razie jak to możliwe, że patrzy na swoje ciało?
Odpowiedź przyszła równie szybko, jak pytanie. Pochyliła się do przodu chcąc dotknąć kredowobiałej dłoni, ale jak przypuszczała nic nie poczuła. Jakby dotykała powietrze. Poprawka to ona była powietrzem. Była duchem.
- Draco.- to słowo samo wyszło z jej ust. Nie wiedziała ile tak leżała. Martwiła się o swojego chłopaka, który nic nie świadomy pracował w Londynie czekając na nią. I niestety się nie doczeka.
Miała nie dać się zabić. Zawiodła. Znowu. Perłowe łzy wypłynęły na jej na pół przeźroczyste policzki.
-Draco, przepraszam.- wychrypiała, pozwalając łzom płynąć.
Nagle drzwi się otworzyły, a do środka wpadło kilku mężczyzn. Żywej Hermionie pewnie serce zabiło by mocniej, ale teraz, nie poczuła nic. Panowie rozejrzeli się dookoła, jakby jej nie zauważając. No tak, była duchem, ale nie takim jak w Hogwarcie. Istniała, ale nikt jej nie widział, ani nie słyszał.
- Все мертвы. (Wszyscy martwi)
- Вы должны уведомить об этом Министерство Магии в Лондоне. (Trzeba powiadomić Ministerstwo Magii w Londynie)
Po tej krótkiej wymianie zdań wyszli z pomieszczenia, a panna Granger za nimi, ostatni raz spoglądając na swoje ciało.
Obrała cel. Musiała znaleźć się w Londynie za wszelką cenę.
ϟϟϟ

Stał, w czarnym garniturze na cmentarzy w dolinie Godryka, patrząc jak minister magii podnosi różdżkę, a trumna z ciałem jego ukochanej powoli opada do grobu, który przykrywa śnieżnobiała płyta z wyrytymi napisami.
Hermiona Jane Granger
ur. 19.09.1980r.
zm.21.10.2002r.
najwybitniejsza czarownica od czxasów
Roweny Rawenclaw
nagrodzona orderem Merlina
wybitna aurorka
wspaniała przyjaciółka
„Zycie grozi rozstaniem,
ale s
mierc laczy na zawsze”

Czuł, że zaraz się rozsypie. Przez okrągły tydzień liczył na to, ze ktoś przybiegnie z wieścią, ze to wszystko żart, a żywa Hermiona przybiegnie i rzuci mu się w ramiona.
Poczuł na swojej dłoni lekki uścisk. To Pansy, w długim czarnym płaszczu, próbowała dodać mu otuchy. Na jej zaróżowionych policzkach były ślady łez. Ona także bardzo polubiła byłą Gryfonkę. Blaise objął ją ramieniem, starając się zamaskować łzy kapiące mu z oczu. Każdy płakał. Nawet osoba, której nikt nie widział, a była. Która stała obok Draco, trzymając go za dłoń, choć tego nie czuł. Tą osobą, a raczej zjawą była Hermiona Granger.
Nie chciała by płakali za nią, nie chciała by On był smutny, czuł żal. Łzy, jeżeli tak to mogła nazwać same wypływały z jej oczu.

Draco  przepuścił wszystkich, aby złożyli kwiaty. Chciał zostać na koniec i się pożegnać. W dłoni trzymał bukiet białych róż, ulubionych kwiatów Hermiony.
- Mamy z tobą zostać?- Blaise miał mocno zachrypnięty głos.
- Nie. Idźcie. Posiedzę tu trochę- kiwnęli głową na znak zrozumienia i powoli wyszli z cmentarza.
Blondyn położył kwiaty na grobie, po czym usiadł na ziemi na przeciw. Obok niego usiadła blada kobieta, opierając głowę o jego ramię.
- Miałaś nie dać się zabić.
-Wiem. Przepraszam.- odpowiadała wiedząc, że i tak jej nie usłyszy.
-
Czekałem, aż wrócisz. Miałem ci się oświadczyć, wszystko już przygotowałem, a ty mnie zostawiłaś.
- Przepraszam Draco. Kocham Cię. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
-
Wiem, że nie zrobiłaś tego celowo, ale to tak bardzo boli. Tęsknie za tobą.
- Ja za tobą tez, najdroższy.
-
Chciałbym, żebyś tu była. Czuć twój zapach. Widzieć twój uśmiech.
- Nie płacz. Jestem tu.- dłonią dotknęła miejsca gdzie miał serce- Na zawsze.
-
Wiem, ze tu jesteś.- dotknął miejsca gdzie trzymała swoją dłoń- I będziesz już tam na zawsze. Kocham cię Hermiono.
- Ja ciebie też Draco. Ja ciebie też.- złożyła mu na policzku causa, którego nie poczuł i pozwoliła łzom płynąć dalej.

ϟϟϟ

- Tatusiu, a kto tu jest?- mała blond włosa dziewczynka wskazała paluszkiem na biały grobowiec
- Tu kochanie śpi, prawdziwy anioł, którego tatuś kocha.
- A czemu go nie widać?
- Bo wiesz, on jest tutaj- blondyn wskazał ręką na miejsce gdzie znajduje się serce.
- A ja też go tu mam?
- Masz. Jestem pewien, że ta anielica pokochała by cię bardzo mocno, a ty ją.
Dziewczynka położyła mały bukiecik białych róż na grobie i wskoczyła w ramiona ojca.
- Tatusiu? A czy mama wie, ze ty kochasz tego kogoś?
- Wie skarbie. Mamusia też ją kocha.
- A jak ona ma na imię?
- Hermiona, widzisz tu jest tak nawet napisane.
- Ma tak samo na imię jak ja!
- Wiem, bo to właśnie po niej masz tak niezwykłe imię kochanie- blondyn złożył causa na czole córki i ostatni raz spoglądając na grób swojej jedynej, pierwszej miłości, odszedł w stronę bramy wyjściowej.
- Kocham cię Draco. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.- perłowo biała dziewczyna odwróciła się i odeszła w przeciwną stronę z uśmiechem na ustach.

Miniaturka pisana na szybko. Mam nadzieję, ze się podoba.:) Rozdział pierwszy pojawi się w niedziele wieczorem! Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam bardzo dużo nauki. Obiecuję poprawę! Pozdrawiam!:)

niedziela, 29 września 2013

Prolog


Londyn powoli budził się do życia. Gdzieniegdzie paliły się światła, koty powychodziły ze starych budynków gdzie schowały się przed wczorajszym deszczem. Nad parkami można było zauważyć krążące ptaki, a na balkonach ludzi z porannym papierosem i gazetą, rozkoszujących się ciszą. Starsza pani wyszła z psem na spacer i kiedy przechodząc obok pięknego domu, usłyszała tak niewybredne przekleństwo, aż podskoczyła. Wszystko za sprawą niewysokiej szatynki, która biegała po pokoju raz po raz wrzucając rzeczy do kufra, a kiedy zaplątała się o szalik z czerwono-żółtymi paskami i runęła jak długa, nie wytrzymał, dając upust swojej złości.
- Kochanie wszystko w porządku?- zapytała niewysoka kobieta w satynowym szlafroku stojąca w drzwiach, obserwująca poczynania córki.
- Oczywiście. Po prostu się potknęłam.- dziewczyna wstała i rozmasowała nadgarstki.
- Nie musisz tak biegać jest dopiero po 6, a pociąg odjeżdża o 11.
- Wiem, ale przecież jeszcze muszę się wyszykować prawda? A moje rzeczy są dosłownie w całym domu! Nie wiem czemu nie poukładałam tego wcześniej. A najgorsze w tym wszystkim jest to, ze gdzieś zgubiłam moją różdżkę!- kasztanowłosa znów ruszyła biegiem po pokoju przewracając różne rzeczy i mamrocząc pod nosem coś o wrednych i niezdyscyplinowanych przyjaciółkach.
- Nie zwalaj wszystkiego na Ginny, moja droga. Mogłaś się spakować przed imprezą. A jeśli chodzi o twoją różdżkę to wydaje mi się, ze widziałam ja wczoraj w salonie.- ledwo skończyła zdanie, a już poczuła wiatr i zdążyła zobaczyć brązowe loki swojej córki na schodach.
Westchnęła głęboko. Co się z tą dziewczyna dzieje..
- Mam, dzięki mamo! Teraz pójdzie o wiele szybciej.- mruknęła i znów pognała na górę. Kilkoma zaklęciami doprowadziła pokój do ładu, odpowiednie rzeczy umieściła w kufrze i już z większym spokojem udała się do łazienki.
***
- Och, córciu.. Pisz do nas jak najczęściej. Mam nadzieję, że przyjedziesz na święta.- Jane uściskała mocno swoją w jej mniemaniu małą córeczkę.
- Oczywiście mamo. Kocham cię.- ucałowała rodzicielkę w policzek, po czym przeszła, aby pożegnać ojca.
- Do zobaczenia. Kocham cię- złożyła mu na policzku szybkiego całusa.
- Uważaj na siebie Mionuś.- szepnął pan Granger, obejmując żonę ramieniem.
Hermiona uśmiechnęła się do nich i chwytając swój kufer ruszyła wprost na barierkę między peronem 9, a 10. Cieszyła się, ze odnalazła swoich rodziców, a dwa tygodnie w Australii było wspaniałym przeżyciem. Zrozumiała co rodziców fascynowało w tym kraju. Ciepło, ocean, niesamowite zwierzęta, a tamtejsi czarodzieje również bardzo ją urzekli, swoją otwartością i chęcią pomocy dla czarownicy mugolskiego pochodzenia. Przed samą barierką odwróciła się i pomachała dwójce ludzi, którzy uważnie się jej przypatrywali. Odwzajemnili gest, a ona niezauważalnie znalazła się na peronie 9 i ¾.
Jak zwykle było tu mnóstwo ludzi. Hogwarts Express stał na szynach i przyciągał wzrok pierwszorocznych. Dzieci żegnały  się z rodzinami całując rodziców i przyrzekając, ze będą na siebie uważać. Pomimo, że największe zagrożenie minęło, a Voldemort został ostatecznie zniszczony, w ludziach dalej było jakieś ziarnko zwątpienia i strachu. Wojna niektórych bardzo zmieniła. Rozejrzała się, szukając rudych włosów swojej przyjaciółki, która jako jedyna wracała z nią do szkoły. Nie rozumiała chłopaków, którzy zrezygnowali z tej możliwości. Owszem mieli możliwość zostania aurorami bez OWUtemów, ale przedłużenie młodości i poczucia jeszcze raz atmosfery zamku, kusiła i według Hermiony tylko głupcy z tego rezygnowali.
- Cześć Granger. Szukasz kogoś?- na początku nie dotarło do niej, że blondyn stojący obok mówi do niej.
- Cześć Malfoy- kultura osobista nakazała odpowiedzieć- Ginny. Powinna już tu być.
- Widziałem Wiewiórkę gdzieś tam- machnął ręką wskazując odpowiedni kierunek.- Nie sądziłem, że wracasz.- spojrzał na nią obojętnie, ale z jakimś tajemniczym błyskiem.
- Opuściłam ostatni rok. A skoro mam możliwość powrotu to grzech z tego nieskorzy stać.- wzruszyła ramionami, myśląc intensywnie nad zachowaniem Ślizgona. Dziwny był fakt, że jej nie obrażał, a normalnie rozmawiał jak z dawnym znajomym. Czyżby wydoroślał? A może i jego wojna zmieniła?
- Widzę, że myślimy podobnie- uśmiechnął się lekko, co wprawiło brunetkę w taki szok, że aż zapomniała jak się oddycha- No cóż nie zatrzymuje cię. Zresztą muszę znaleźć Diabła. Do zobaczenia- kiwnął głową i odszedł w przeciwnym kierunku, pozostawiając dziewczynę w osłupieniu i mętlikiem w głowie.
Co to miało niby być? Jeszcze dwa lata temu zbluzgał by ją od niewiadomo kogo, a teraz normalnie starał się konwersować. Lepsze pytanie! On w ogóle wie co to normalna konwersacja?! Świat staję się coraz bardziej pokręcony. Pokręciła głową i już miała pójść na poszukiwania małej rudowłosej postaci z symptomem nadpobudliwości, gdy nagle świat zasłoniła jej burza włosów.
- Miona! No w końcu! Szukałam cię! Wiesz, ze chyba pierwszy raz nie biegłam na peron spóźniona- roześmiała się i odgarnęła włosy do tyłu.- Mama kazała cię pozdrowić. Nie mogła mnie odprowadzić, bo Ron dostał napadu rozpaczy, ze sobie nie poradzi, a pomysł bycia aurorem w jego przypadku to jakaś pomyłka. Zachowuje się jak przed meczem quddticha. Czasem mam ochotę go czymś rzucić, ale jak tylko o tym wspominam to mama posyła mi takie spojrzenie, ze zaczynam się bać.- panna Granger nie mogła się nie roześmiać.- Och nawet nie wiesz jak się cieszę, ze wracasz ze mną. Tu jest wolne- weszły do pustego przedziału rozsiadając się wygodnie- Tak myślę, że to będzie świetny rok i wiele rzeczy nas jeszcze zaskoczy.
- Startujesz na miejsce Trelawney?- zażartowała kasztanowłosa patrząc na osoby za oknem.
- Nie. Chociaż jak mnie nie przyjmą do zawodowej drużyny qudditcha, to rozważę ten aspekt. Podobno umiem wciskać niezły kit. To chyba czyni mnie godną kandydatką.- udała, ze się zastanawia, a później przedział wypełnił śmiech obu dziewczyn.