niedziela, 29 września 2013

Prolog


Londyn powoli budził się do życia. Gdzieniegdzie paliły się światła, koty powychodziły ze starych budynków gdzie schowały się przed wczorajszym deszczem. Nad parkami można było zauważyć krążące ptaki, a na balkonach ludzi z porannym papierosem i gazetą, rozkoszujących się ciszą. Starsza pani wyszła z psem na spacer i kiedy przechodząc obok pięknego domu, usłyszała tak niewybredne przekleństwo, aż podskoczyła. Wszystko za sprawą niewysokiej szatynki, która biegała po pokoju raz po raz wrzucając rzeczy do kufra, a kiedy zaplątała się o szalik z czerwono-żółtymi paskami i runęła jak długa, nie wytrzymał, dając upust swojej złości.
- Kochanie wszystko w porządku?- zapytała niewysoka kobieta w satynowym szlafroku stojąca w drzwiach, obserwująca poczynania córki.
- Oczywiście. Po prostu się potknęłam.- dziewczyna wstała i rozmasowała nadgarstki.
- Nie musisz tak biegać jest dopiero po 6, a pociąg odjeżdża o 11.
- Wiem, ale przecież jeszcze muszę się wyszykować prawda? A moje rzeczy są dosłownie w całym domu! Nie wiem czemu nie poukładałam tego wcześniej. A najgorsze w tym wszystkim jest to, ze gdzieś zgubiłam moją różdżkę!- kasztanowłosa znów ruszyła biegiem po pokoju przewracając różne rzeczy i mamrocząc pod nosem coś o wrednych i niezdyscyplinowanych przyjaciółkach.
- Nie zwalaj wszystkiego na Ginny, moja droga. Mogłaś się spakować przed imprezą. A jeśli chodzi o twoją różdżkę to wydaje mi się, ze widziałam ja wczoraj w salonie.- ledwo skończyła zdanie, a już poczuła wiatr i zdążyła zobaczyć brązowe loki swojej córki na schodach.
Westchnęła głęboko. Co się z tą dziewczyna dzieje..
- Mam, dzięki mamo! Teraz pójdzie o wiele szybciej.- mruknęła i znów pognała na górę. Kilkoma zaklęciami doprowadziła pokój do ładu, odpowiednie rzeczy umieściła w kufrze i już z większym spokojem udała się do łazienki.
***
- Och, córciu.. Pisz do nas jak najczęściej. Mam nadzieję, że przyjedziesz na święta.- Jane uściskała mocno swoją w jej mniemaniu małą córeczkę.
- Oczywiście mamo. Kocham cię.- ucałowała rodzicielkę w policzek, po czym przeszła, aby pożegnać ojca.
- Do zobaczenia. Kocham cię- złożyła mu na policzku szybkiego całusa.
- Uważaj na siebie Mionuś.- szepnął pan Granger, obejmując żonę ramieniem.
Hermiona uśmiechnęła się do nich i chwytając swój kufer ruszyła wprost na barierkę między peronem 9, a 10. Cieszyła się, ze odnalazła swoich rodziców, a dwa tygodnie w Australii było wspaniałym przeżyciem. Zrozumiała co rodziców fascynowało w tym kraju. Ciepło, ocean, niesamowite zwierzęta, a tamtejsi czarodzieje również bardzo ją urzekli, swoją otwartością i chęcią pomocy dla czarownicy mugolskiego pochodzenia. Przed samą barierką odwróciła się i pomachała dwójce ludzi, którzy uważnie się jej przypatrywali. Odwzajemnili gest, a ona niezauważalnie znalazła się na peronie 9 i ¾.
Jak zwykle było tu mnóstwo ludzi. Hogwarts Express stał na szynach i przyciągał wzrok pierwszorocznych. Dzieci żegnały  się z rodzinami całując rodziców i przyrzekając, ze będą na siebie uważać. Pomimo, że największe zagrożenie minęło, a Voldemort został ostatecznie zniszczony, w ludziach dalej było jakieś ziarnko zwątpienia i strachu. Wojna niektórych bardzo zmieniła. Rozejrzała się, szukając rudych włosów swojej przyjaciółki, która jako jedyna wracała z nią do szkoły. Nie rozumiała chłopaków, którzy zrezygnowali z tej możliwości. Owszem mieli możliwość zostania aurorami bez OWUtemów, ale przedłużenie młodości i poczucia jeszcze raz atmosfery zamku, kusiła i według Hermiony tylko głupcy z tego rezygnowali.
- Cześć Granger. Szukasz kogoś?- na początku nie dotarło do niej, że blondyn stojący obok mówi do niej.
- Cześć Malfoy- kultura osobista nakazała odpowiedzieć- Ginny. Powinna już tu być.
- Widziałem Wiewiórkę gdzieś tam- machnął ręką wskazując odpowiedni kierunek.- Nie sądziłem, że wracasz.- spojrzał na nią obojętnie, ale z jakimś tajemniczym błyskiem.
- Opuściłam ostatni rok. A skoro mam możliwość powrotu to grzech z tego nieskorzy stać.- wzruszyła ramionami, myśląc intensywnie nad zachowaniem Ślizgona. Dziwny był fakt, że jej nie obrażał, a normalnie rozmawiał jak z dawnym znajomym. Czyżby wydoroślał? A może i jego wojna zmieniła?
- Widzę, że myślimy podobnie- uśmiechnął się lekko, co wprawiło brunetkę w taki szok, że aż zapomniała jak się oddycha- No cóż nie zatrzymuje cię. Zresztą muszę znaleźć Diabła. Do zobaczenia- kiwnął głową i odszedł w przeciwnym kierunku, pozostawiając dziewczynę w osłupieniu i mętlikiem w głowie.
Co to miało niby być? Jeszcze dwa lata temu zbluzgał by ją od niewiadomo kogo, a teraz normalnie starał się konwersować. Lepsze pytanie! On w ogóle wie co to normalna konwersacja?! Świat staję się coraz bardziej pokręcony. Pokręciła głową i już miała pójść na poszukiwania małej rudowłosej postaci z symptomem nadpobudliwości, gdy nagle świat zasłoniła jej burza włosów.
- Miona! No w końcu! Szukałam cię! Wiesz, ze chyba pierwszy raz nie biegłam na peron spóźniona- roześmiała się i odgarnęła włosy do tyłu.- Mama kazała cię pozdrowić. Nie mogła mnie odprowadzić, bo Ron dostał napadu rozpaczy, ze sobie nie poradzi, a pomysł bycia aurorem w jego przypadku to jakaś pomyłka. Zachowuje się jak przed meczem quddticha. Czasem mam ochotę go czymś rzucić, ale jak tylko o tym wspominam to mama posyła mi takie spojrzenie, ze zaczynam się bać.- panna Granger nie mogła się nie roześmiać.- Och nawet nie wiesz jak się cieszę, ze wracasz ze mną. Tu jest wolne- weszły do pustego przedziału rozsiadając się wygodnie- Tak myślę, że to będzie świetny rok i wiele rzeczy nas jeszcze zaskoczy.
- Startujesz na miejsce Trelawney?- zażartowała kasztanowłosa patrząc na osoby za oknem.
- Nie. Chociaż jak mnie nie przyjmą do zawodowej drużyny qudditcha, to rozważę ten aspekt. Podobno umiem wciskać niezły kit. To chyba czyni mnie godną kandydatką.- udała, ze się zastanawia, a później przedział wypełnił śmiech obu dziewczyn.

Hej!


Witajcie! Mam na imię Karolina, ale w blogosferze podpisuje się najczęściej Caroline lub Obliviatee. Chodzę do pierwszej klasy liceum na profil matematyczny. Swoją przygodę z HP zaczęłam stosunkowo nie dawno, gdyż 2 lata temu. Jest to mój pierwszy blog o tematyce Dramione i mam nadzieję, że was nie zawiodę. Notki postaram się dodawać regularnie mniej więcej co tydzień, pewnie w niedziele. Zrobię wszystko, aby nie były one lakoniczne i dość dobrze się je czytało. Jestem otwarta na wszelka krytykę, bo pozwala mi ona doskonalić moje umiejętności, ale nie toleruje chamstwa i wyzwisk. Wierzę, ze zastrzeżenia da się wyrazić w kulturalny sposób, nie urażając przy tym nikogo. 
Akcja mojej historii dzieje się, po wojnie, kiedy to Hermiona wraca,a by ukończyć ostatni rok nauki. Staram się jak najmniej odbiegać od kanonu, ale zmieniłam pewne fakty. Hermiona nie jest w związku z Ronaldem, co jest jak na razie najważniejsza zmianą. Wolałam usunąć ten fakt, niż robić z Rona zdradziecką świnię lub zwyrodnialca, co nie znaczy, ze będzie tak kolorowo i łatwo;) 
Jak na razie to tyle. Prolog powinien pojawić się za chwilę.
Pozdrawiam i całuję!
Obliviatee