Londyn powoli budził się do życia. Gdzieniegdzie paliły się
światła, koty powychodziły ze starych budynków gdzie schowały się przed
wczorajszym deszczem. Nad parkami można było zauważyć krążące ptaki, a na
balkonach ludzi z porannym papierosem i gazetą, rozkoszujących się ciszą.
Starsza pani wyszła z psem na spacer i kiedy przechodząc obok pięknego domu,
usłyszała tak niewybredne przekleństwo, aż podskoczyła. Wszystko za sprawą niewysokiej
szatynki, która biegała po pokoju raz po raz wrzucając rzeczy do kufra, a kiedy
zaplątała się o szalik z czerwono-żółtymi paskami i runęła jak długa, nie
wytrzymał, dając upust swojej złości.
- Kochanie wszystko w porządku?- zapytała niewysoka kobieta w satynowym szlafroku stojąca w drzwiach, obserwująca poczynania córki.
- Oczywiście. Po prostu się potknęłam.- dziewczyna wstała i rozmasowała nadgarstki.
- Nie musisz tak biegać jest dopiero po 6, a pociąg odjeżdża o 11.
- Wiem, ale przecież jeszcze muszę się wyszykować prawda? A moje rzeczy są dosłownie w całym domu! Nie wiem czemu nie poukładałam tego wcześniej. A najgorsze w tym wszystkim jest to, ze gdzieś zgubiłam moją różdżkę!- kasztanowłosa znów ruszyła biegiem po pokoju przewracając różne rzeczy i mamrocząc pod nosem coś o wrednych i niezdyscyplinowanych przyjaciółkach.
- Nie zwalaj wszystkiego na Ginny, moja droga. Mogłaś się spakować przed imprezą. A jeśli chodzi o twoją różdżkę to wydaje mi się, ze widziałam ja wczoraj w salonie.- ledwo skończyła zdanie, a już poczuła wiatr i zdążyła zobaczyć brązowe loki swojej córki na schodach.
Westchnęła głęboko. Co się z tą dziewczyna dzieje..
- Kochanie wszystko w porządku?- zapytała niewysoka kobieta w satynowym szlafroku stojąca w drzwiach, obserwująca poczynania córki.
- Oczywiście. Po prostu się potknęłam.- dziewczyna wstała i rozmasowała nadgarstki.
- Nie musisz tak biegać jest dopiero po 6, a pociąg odjeżdża o 11.
- Wiem, ale przecież jeszcze muszę się wyszykować prawda? A moje rzeczy są dosłownie w całym domu! Nie wiem czemu nie poukładałam tego wcześniej. A najgorsze w tym wszystkim jest to, ze gdzieś zgubiłam moją różdżkę!- kasztanowłosa znów ruszyła biegiem po pokoju przewracając różne rzeczy i mamrocząc pod nosem coś o wrednych i niezdyscyplinowanych przyjaciółkach.
- Nie zwalaj wszystkiego na Ginny, moja droga. Mogłaś się spakować przed imprezą. A jeśli chodzi o twoją różdżkę to wydaje mi się, ze widziałam ja wczoraj w salonie.- ledwo skończyła zdanie, a już poczuła wiatr i zdążyła zobaczyć brązowe loki swojej córki na schodach.
Westchnęła głęboko. Co się z tą dziewczyna dzieje..
- Mam, dzięki mamo! Teraz pójdzie o wiele szybciej.-
mruknęła i znów pognała na górę. Kilkoma zaklęciami doprowadziła pokój do ładu,
odpowiednie rzeczy umieściła w kufrze i już z większym spokojem udała się do
łazienki.
***
- Och, córciu.. Pisz do nas jak najczęściej. Mam nadzieję,
że przyjedziesz na święta.- Jane uściskała mocno swoją w jej mniemaniu małą
córeczkę.
- Oczywiście mamo. Kocham cię.- ucałowała rodzicielkę w policzek, po czym przeszła, aby pożegnać ojca.
- Do zobaczenia. Kocham cię- złożyła mu na policzku szybkiego całusa.
- Uważaj na siebie Mionuś.- szepnął pan Granger, obejmując żonę ramieniem.
Hermiona uśmiechnęła się do nich i chwytając swój kufer ruszyła wprost na barierkę między peronem 9, a 10. Cieszyła się, ze odnalazła swoich rodziców, a dwa tygodnie w Australii było wspaniałym przeżyciem. Zrozumiała co rodziców fascynowało w tym kraju. Ciepło, ocean, niesamowite zwierzęta, a tamtejsi czarodzieje również bardzo ją urzekli, swoją otwartością i chęcią pomocy dla czarownicy mugolskiego pochodzenia. Przed samą barierką odwróciła się i pomachała dwójce ludzi, którzy uważnie się jej przypatrywali. Odwzajemnili gest, a ona niezauważalnie znalazła się na peronie 9 i ¾.
Jak zwykle było tu mnóstwo ludzi. Hogwarts Express stał na szynach i przyciągał wzrok pierwszorocznych. Dzieci żegnały się z rodzinami całując rodziców i przyrzekając, ze będą na siebie uważać. Pomimo, że największe zagrożenie minęło, a Voldemort został ostatecznie zniszczony, w ludziach dalej było jakieś ziarnko zwątpienia i strachu. Wojna niektórych bardzo zmieniła. Rozejrzała się, szukając rudych włosów swojej przyjaciółki, która jako jedyna wracała z nią do szkoły. Nie rozumiała chłopaków, którzy zrezygnowali z tej możliwości. Owszem mieli możliwość zostania aurorami bez OWUtemów, ale przedłużenie młodości i poczucia jeszcze raz atmosfery zamku, kusiła i według Hermiony tylko głupcy z tego rezygnowali.
- Cześć Granger. Szukasz kogoś?- na początku nie dotarło do niej, że blondyn stojący obok mówi do niej.
- Cześć Malfoy- kultura osobista nakazała odpowiedzieć- Ginny. Powinna już tu być.
- Widziałem Wiewiórkę gdzieś tam- machnął ręką wskazując odpowiedni kierunek.- Nie sądziłem, że wracasz.- spojrzał na nią obojętnie, ale z jakimś tajemniczym błyskiem.
- Opuściłam ostatni rok. A skoro mam możliwość powrotu to grzech z tego nieskorzy stać.- wzruszyła ramionami, myśląc intensywnie nad zachowaniem Ślizgona. Dziwny był fakt, że jej nie obrażał, a normalnie rozmawiał jak z dawnym znajomym. Czyżby wydoroślał? A może i jego wojna zmieniła?
- Widzę, że myślimy podobnie- uśmiechnął się lekko, co wprawiło brunetkę w taki szok, że aż zapomniała jak się oddycha- No cóż nie zatrzymuje cię. Zresztą muszę znaleźć Diabła. Do zobaczenia- kiwnął głową i odszedł w przeciwnym kierunku, pozostawiając dziewczynę w osłupieniu i mętlikiem w głowie.
Co to miało niby być? Jeszcze dwa lata temu zbluzgał by ją od niewiadomo kogo, a teraz normalnie starał się konwersować. Lepsze pytanie! On w ogóle wie co to normalna konwersacja?! Świat staję się coraz bardziej pokręcony. Pokręciła głową i już miała pójść na poszukiwania małej rudowłosej postaci z symptomem nadpobudliwości, gdy nagle świat zasłoniła jej burza włosów.
- Miona! No w końcu! Szukałam cię! Wiesz, ze chyba pierwszy raz nie biegłam na peron spóźniona- roześmiała się i odgarnęła włosy do tyłu.- Mama kazała cię pozdrowić. Nie mogła mnie odprowadzić, bo Ron dostał napadu rozpaczy, ze sobie nie poradzi, a pomysł bycia aurorem w jego przypadku to jakaś pomyłka. Zachowuje się jak przed meczem quddticha. Czasem mam ochotę go czymś rzucić, ale jak tylko o tym wspominam to mama posyła mi takie spojrzenie, ze zaczynam się bać.- panna Granger nie mogła się nie roześmiać.- Och nawet nie wiesz jak się cieszę, ze wracasz ze mną. Tu jest wolne- weszły do pustego przedziału rozsiadając się wygodnie- Tak myślę, że to będzie świetny rok i wiele rzeczy nas jeszcze zaskoczy.
- Startujesz na miejsce Trelawney?- zażartowała kasztanowłosa patrząc na osoby za oknem.
- Nie. Chociaż jak mnie nie przyjmą do zawodowej drużyny qudditcha, to rozważę ten aspekt. Podobno umiem wciskać niezły kit. To chyba czyni mnie godną kandydatką.- udała, ze się zastanawia, a później przedział wypełnił śmiech obu dziewczyn.
- Oczywiście mamo. Kocham cię.- ucałowała rodzicielkę w policzek, po czym przeszła, aby pożegnać ojca.
- Do zobaczenia. Kocham cię- złożyła mu na policzku szybkiego całusa.
- Uważaj na siebie Mionuś.- szepnął pan Granger, obejmując żonę ramieniem.
Hermiona uśmiechnęła się do nich i chwytając swój kufer ruszyła wprost na barierkę między peronem 9, a 10. Cieszyła się, ze odnalazła swoich rodziców, a dwa tygodnie w Australii było wspaniałym przeżyciem. Zrozumiała co rodziców fascynowało w tym kraju. Ciepło, ocean, niesamowite zwierzęta, a tamtejsi czarodzieje również bardzo ją urzekli, swoją otwartością i chęcią pomocy dla czarownicy mugolskiego pochodzenia. Przed samą barierką odwróciła się i pomachała dwójce ludzi, którzy uważnie się jej przypatrywali. Odwzajemnili gest, a ona niezauważalnie znalazła się na peronie 9 i ¾.
Jak zwykle było tu mnóstwo ludzi. Hogwarts Express stał na szynach i przyciągał wzrok pierwszorocznych. Dzieci żegnały się z rodzinami całując rodziców i przyrzekając, ze będą na siebie uważać. Pomimo, że największe zagrożenie minęło, a Voldemort został ostatecznie zniszczony, w ludziach dalej było jakieś ziarnko zwątpienia i strachu. Wojna niektórych bardzo zmieniła. Rozejrzała się, szukając rudych włosów swojej przyjaciółki, która jako jedyna wracała z nią do szkoły. Nie rozumiała chłopaków, którzy zrezygnowali z tej możliwości. Owszem mieli możliwość zostania aurorami bez OWUtemów, ale przedłużenie młodości i poczucia jeszcze raz atmosfery zamku, kusiła i według Hermiony tylko głupcy z tego rezygnowali.
- Cześć Granger. Szukasz kogoś?- na początku nie dotarło do niej, że blondyn stojący obok mówi do niej.
- Cześć Malfoy- kultura osobista nakazała odpowiedzieć- Ginny. Powinna już tu być.
- Widziałem Wiewiórkę gdzieś tam- machnął ręką wskazując odpowiedni kierunek.- Nie sądziłem, że wracasz.- spojrzał na nią obojętnie, ale z jakimś tajemniczym błyskiem.
- Opuściłam ostatni rok. A skoro mam możliwość powrotu to grzech z tego nieskorzy stać.- wzruszyła ramionami, myśląc intensywnie nad zachowaniem Ślizgona. Dziwny był fakt, że jej nie obrażał, a normalnie rozmawiał jak z dawnym znajomym. Czyżby wydoroślał? A może i jego wojna zmieniła?
- Widzę, że myślimy podobnie- uśmiechnął się lekko, co wprawiło brunetkę w taki szok, że aż zapomniała jak się oddycha- No cóż nie zatrzymuje cię. Zresztą muszę znaleźć Diabła. Do zobaczenia- kiwnął głową i odszedł w przeciwnym kierunku, pozostawiając dziewczynę w osłupieniu i mętlikiem w głowie.
Co to miało niby być? Jeszcze dwa lata temu zbluzgał by ją od niewiadomo kogo, a teraz normalnie starał się konwersować. Lepsze pytanie! On w ogóle wie co to normalna konwersacja?! Świat staję się coraz bardziej pokręcony. Pokręciła głową i już miała pójść na poszukiwania małej rudowłosej postaci z symptomem nadpobudliwości, gdy nagle świat zasłoniła jej burza włosów.
- Miona! No w końcu! Szukałam cię! Wiesz, ze chyba pierwszy raz nie biegłam na peron spóźniona- roześmiała się i odgarnęła włosy do tyłu.- Mama kazała cię pozdrowić. Nie mogła mnie odprowadzić, bo Ron dostał napadu rozpaczy, ze sobie nie poradzi, a pomysł bycia aurorem w jego przypadku to jakaś pomyłka. Zachowuje się jak przed meczem quddticha. Czasem mam ochotę go czymś rzucić, ale jak tylko o tym wspominam to mama posyła mi takie spojrzenie, ze zaczynam się bać.- panna Granger nie mogła się nie roześmiać.- Och nawet nie wiesz jak się cieszę, ze wracasz ze mną. Tu jest wolne- weszły do pustego przedziału rozsiadając się wygodnie- Tak myślę, że to będzie świetny rok i wiele rzeczy nas jeszcze zaskoczy.
- Startujesz na miejsce Trelawney?- zażartowała kasztanowłosa patrząc na osoby za oknem.
- Nie. Chociaż jak mnie nie przyjmą do zawodowej drużyny qudditcha, to rozważę ten aspekt. Podobno umiem wciskać niezły kit. To chyba czyni mnie godną kandydatką.- udała, ze się zastanawia, a później przedział wypełnił śmiech obu dziewczyn.